Bardzo proszę o nie głosowanie przed zapoznaniem się z zawartością. Nie potrzebuję takich głosów a poza tym jest to nieuczciwe.
Taniec, jak ja to postrzegam, jest reakcją ciała fizycznego na oddziaływanie zewnętrznej energii (wibracji) muzyki. Zupełnie jakby przywoływała materię pragnąc się z nią zsynchronizować. W tym momencie ktoś może się podrapać po głowie i stwierdzić, że @trampmad jest porąbany opowiadając podobne banialuki. I częściowo będzie miał rację, z zastrzeżeniem, że najpierw powinniśmy zrewidować pojęcie normalności.
Jeśli normalny jest ktoś, kto grzecznie spełnia oczekiwania dominującego otoczenia, nie dopytuje „dokąd prowadzą te rurki?”, nie zawracając sobie głowy takimi szczegółami jak rozsądek i ignoruje swoją intuicję, to rzeczywiście można mnie uznać za wariata wiosłującego pod prąd.
Egzotyczny pomysł świadomego(?) pobudzania materii (naszych ciał) przez muzykę ma swoje źródło w przeczuciu, że ich odtwórca(y), będąc w jakimś „twórczo-emocjonalnym” stanie, przenoszą go na dźwięk. Pomysł ten ma związek z dwoma faktami.
Pierwszy z nich to twierdzenie, niekoniecznie błędne, że uzdrawiająca energia życzeniowa rozchodzi się na fali uczuć. Zdrowym na umyśle, prawdopodobnie trudno będzie to zaakceptować jako że nie mamy naukowego potwierdzenia w tej materii (podobnie jak dowód na istnienie miłości). Ale niezaprzeczalnym faktem jest, że zdolne do współodczuwania (empatii) osoby, swoją medytacją zdolne są do opromieniowania energią na dowolny obiekt bez względu na odległość (istota ludzka, zwierzęta, rośliny ew. inne byty). Mam w tym zakresie osobiste doświadczenie, ale ponieważ materia ta jest dosyć delikatna i zasługuje na szczególne traktowanie, nie chciałbym uczestniczyć w katechezie na ten temat.
Drugi z nich ma swoje potwierdzenie w eksperymentach naukowych z których wynika, że na zachowanie czasteczki elementarnej można wpływać mentalnie poprzez oczekiwanie takiego a nie innego zachowania. Jeśli na jedną cząsteczkę, to logicznne, że i na dwie, trzy a może na jakąś strukturę molekularną. I co z tego wychodzi? Że to, co nazywamy czarami w ujęciu języka nauki może być realne.
Naukowcy dochodzą do konkluzji, że fizyka jako taka, bez elementu ezoterycznego kupy się nie trzyma. Również taki aksiomat, dotyczący szybkości rozchodznia się światła który wzbudza ostatnio wątpliwości.
https://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/szok-naukowcow-cern-predkosc-swiatla-pobita,185150.html
http://www.matematyka.wroc.pl/matematykawokolnas/predkosc-swiatla
Na pokutę zasługuje również archaiczna teza twierdząca, że światło rozchodzi się prostoliniowo, a przecież zbacza ono z kursu w pobliżu pola grawitacyjnego. Jeżli podstawy fizyki są konstruowana na bazie niezbyt pewnych aksjomatów, to i pochodne od niej definicje nie mogą być wiarygodne. A tak nawiasem, czy powyższe aksjomaty są dzisiaj jeszcze uczone w szkolach? Podobnie jak banialuki o odkryciu Ameryki przez Kolumba?
Zadziwiającym jest fakt, że tak doniosłe odkrycie (wpływ umysłu na cząsteczki materii) traktowane jest niejako z konsternacją a media o tym nie trąbią z należytym rozgłosem. No cóż, może dla niektórych kto z kim i kiedy, majtki diody, rufa Kardashian czy kto komu napluł do zupy jest bardziej ekscytujące. A przecież odkrycie to może mieć związek z rozwiązaniem tajemnicy stosowania antygrawitacji przy konstrukcjach megalitycznych. Istnieją jakieś przecieki mówiące, że olbrzymie bloki kamienne były stawiane ze „współudziałem” trąb.
Aby to wszystko jeszcze pogmatwać dodam, że zgodnie z wieloletnimi badaniami wody przez Masaru Emoto, zdolna jest ona nie tylko do magazynowania informacji ale i reagowania na muzykę i uczucia.
Ale się porobiło co?
Wracając do tematu, wysnuwam mój własny, samodzielny, niezależny samorządny wniosek, że uczucia wykonawców zawarte w muzyce, jakby pragną zjednoczenia z materią. Jakby poszukiwały partnera. Energia plus materia, czy nam się to z czymś kojarzy?
Potrafią się ludzie bawić co? Na ulicy, w parku, gdzie im wygodnie rozstawiają muzykę i tańczą. Czy my, z naszą wewnętrzną energią zdolni bylibyśmy do podobnej spontaniczności przed naszą klatką?
Mogę zaryzykować stwierdzenie, że zaangażowane obcowanie z muzyką, rekompensuje w jaimś stopniu deficyt subtelnych energii, w pozbawionym przez elektroniczny smog środowisku. Uważam, że podczas leśnego spaceru, plaży, kampingu nie odczuwamy tak bardzo głodu energii ponieważ, w takich warunkach absorbujemy ją wprost z relatywnie czystego środowiska.
Energia muzyki pochodąca z urządzeń odtwarzających, nie jest tej samej jakości co ta z sali koncertowej. Sądzę, że bywalcom koncertów nie tyle chodzi o samo słuchanie (choć sami pewnie tak uważają) co zanurzanie się w bogatym polu energii płynącej od całej orkiestry, czego im nie zapewni najlepszy odtwarzacz.
Satysfakcja podczas zjednoczenia energii i materii może być postrzegana jako analogia przy fizycznym zjednoczeniu partnerów. Przecież i w tym wypadku chodzi głównie o wymianę odmiennych energii. To jest niesamowite ile radości może dać takie zespolenie indywidualnej wibracji ciała z wibracją muzyki. I nie jest ważne czy zabawa odbywa się na klepisku, pustynii, ulicy czy nawet autostradzie. Zabawa to zabawa. Popatrzmy.
Taniec Dubke Bejrut, przedstawienie wyreżyserowane ale super sympatyczne.
Kolbasti, specyficzny taniec turecki.
Pozwolę sobie pogryżć po kostkach naszą, europejska nację. Czy my potrafimy się tak bawić i to bez udziału alkoholu i prochu? W pełnym świetle tak, że wszyscy nas widzą? Solo na parkiecie? Co z nami jest nie tak, że ukrywamy, lub wręcz tłumimy swoją spontaniczność. Nasza mentalność preferuje dyskretne lub oślepiające oświetlenie i raczej zabawę w tłumie. Z czego to wynika? Pozazdrościć spontanicznośći południowcom. Leci z nami psycholog który to wyjaśni? A może sam ma problem z ekspresją? My mamy aerobik i swoich psychologów a ci z powyższych filmików kawałek chodnika, balkon lub pokład łodzi. Dla mnie osobiście to zarąbista terapia.
A tu mamy kurdyjskie popisy prosto z ulicy.
Ponieważ zjawiska zdecydowanie nie pojawiają się jako całkowicie odzielne (zobacz Teoria Siatki którą opisała @rozku), mam wrażenie, że poruszając temat oddziaływania na nas muzyki tańca, zawibrowały tu dodatkowo dwie nitki pajęczyny.
Jedna z nich to dosyć odważna i prowokacyjna w postaci pytania. Skoro seks jest dążeniem do wymieszania i przebywania we wspólnej energii, to czy jego deficyt można uzupełniać tańcem? Częsta wymiana partnerów może świadczyć o nieodpowiednim ich energetycznie doborze. Nadają na różnych falach. Szukając odpowiedniej jakości energii, chaotycznie próbują trafić na tą która ich usatysfakcjonuje. A gdzie intuicja przy doborze partnera?
Druga nitka która zawibrowała prowadzi do zagadnienia związanego z tańcem rytualnym. Mam nadzieję, że zdajemy sobie wszyscy sprawę, że podobnego rodzaju obrzęd ma głębokie znaczenie duchowe, chociażby w aspekcie integracji ze środowiskiem. Nawet jeśli nie mamy głębszej wiedzy na ten temat to chyba powinniśmy przyznać, że coś w tym jest.
Byłoby fajnie, gdyby do powyższych spekulacji odniósł się ezoteryk, fizyk kwantowy, psycholog, etnolog, seksuolog, tancolog, muzykolog, kynolog… Nie, kynolog nie. Pod warunkiem, że reprezentuje on nie tylko stereotypową wiedzę wyniesioną z uczelni ale w połączeniu z własnymi, niekoniecznie naukowo potwierdzonymi dociekaniami.
Było o muzyce, było o tańcu a na zakończenie taniec i muzyka razem. Miło się ogląda taką synchronizację (podobnie jak w przypadku Dimash) i jej oddziaływanie na uczestników koncertu. W tym wypadku muzyka, taniec, publika stanowią jedną, radosną kulę energii. Zwróćmy uwagę na rodzaj emocji wypełniających widzów.
Nozina Karamatullah – Tadżykistan, studiowała w New Delhi, śpiewa w hindi, perskim i oczywiście rodzimym języku.
I aby nie było niejasności, każdy indywidualnie reprezentuje jakąś energię i syci się taką która go satysfakcjonuje. Więc nie ma nic dziwnego w fakcie, że ktomuś pomaga słuchanie np. Nergala czy Sławomira. Nasze indywidualne potrzeby są bardzo zróżnicowane i należy to szanować. Dlatego przepraszam chodnikowców za złośliwość – nie powinienem. Ale nie żałuję. Ha!
Zdjęcia Pixabay